
Awans do 1. Ligi to dla Polonii Bytom coś więcej niż tylko sportowy sukces – to efekt ogromnego zaangażowania całego zespołu. O emocjach, trudnych momentach i wspólnej radości z awansu rozmawiamy z kapitanem drużyny, Tomaszem Gajdą, dla którego to już drugi taki sukces w niebiesko-czerwonych barwach. Zapraszamy do przeczytania najnowszej lektury.
Tomek, od zapewnienia awansu do 1. Ligi minęły już prawie dwa tygodnie – czy emocje już opadły?
Pierwsze, najbardziej intensywne emocje na pewno trochę opadły, ale radość i satysfakcja wciąż są w nas bardzo żywe. Przed nami są jeszcze dwie kolejki i szczerze wierzę, że te największe emocje – związane ze świętowaniem razem z kibicami dopiero przed nami. To będzie piękne zakończenie sezonu.
Co poczułeś w momencie, gdy stało się jasne, że Polonia wraca do 1. ligi?
To był dość nietypowy, ale bardzo radosny moment. Oglądaliśmy wspólnie mecz Chojniczanka – Wieczysta, wiedząc, że jego wynik może dać nam awans. Gdy sędzia zagwizdał po raz ostatni, radość, która wtedy wybuchła, była ogromna. Emocje nie do opisania. Osobiście czułem wielką dumę, ulgę i wzruszenie. To była nagroda za miesiące ciężkiej pracy, wysiłku i walki, które włożyliśmy w ten sezon.
Jako kapitan czułeś jeszcze większą odpowiedzialność w końcówce sezonu?
Tak, szczególnie że wracałem po kontuzji i bardzo zależało mi na tym, żeby pomóc drużynie w tych najważniejszych meczach. Starałem się wspierać chłopaków zarówno na boisku, jak i poza nim – motywować, trzymać koncentrację, dawać dobrą energię. Ale trzeba podkreślić, że nasz zespół jest tak zbudowany, że każdy czuł odpowiedzialność za wynik. To nie było tak, że wszystko spoczywało na jednej osobie, każdy dawał z siebie maksimum i to właśnie ta wspólna odpowiedzialność była kluczem do naszego sukcesu.
To Twój drugi awans z Polonią. Czy ten smakuje inaczej niż pierwszy?
Tak, zdecydowanie – mimo wszystko ten awans smakuje inaczej – lepiej. Przede wszystkim to awans jeszcze poziom wyżej, do 1. ligi, co samo w sobie jest większym osiągnięciem. Z drugiej strony tym razem mogliśmy grać na naszym stadionie, z kibicami na trybunach i to robi ogromną różnicę, porównując to do awansu z 3. do 2. ligi, gdzie największe wsparcie kibiców mieliśmy głównie na wyjazdach.
Jak bardzo klub i zespół zmienił się od czasu Twojego pierwszego awansu?
Zmieniło się naprawdę sporo i to w bardzo pozytywnym kierunku. Klub wykonał duży krok do przodu pod względem organizacyjnym. Jeszcze jakiś czas temu przecież przebieraliśmy się w „barakach”, a i o krzywym domku zapomnieć nie możemy – dzisiaj to naprawdę inny świat. Cały zespół też bardzo mocno się rozwinął jeśli chodzi o kadrę zawodników czy sztab trenerski. Trener Tomczyk oraz dyrektor Stefankiewicz wyznaczyli standardy i kierunek, w którym wszyscy podążamy. Mamy więcej doświadczenia, lepszą jakość piłkarską i przede wszystkim większą świadomość.
Co dla Ciebie, osobiście, znaczy ten sukces w barwach Polonii Bytom?
Polonia to dla mnie wyjątkowe miejsce. Od początku mojego pobytu tutaj czułem się bardzo dobrze – jak u siebie. Z biegiem czasu ta więź tylko się umacniała. Jestem ogromnie wdzięczny za wszystko, co dał mi ten klub – za zaufanie, jakim zostałem obdarzony, i wsparcie, które czułem na każdym etapie. Awans z Polonią do 1. ligi to dla mnie spełnienie jednego z piłkarskich marzeń. Jest to moment, z którego jestem naprawdę dumny. Cieszę się, że mogę być częścią tej historii i dołożyć swoją cegiełkę do drogi, którą klub znów pnie się w górę.
Który moment w tym sezonie był – Twoim zdaniem – punktem zwrotnym w drodze po awans?
Szczerze mówiąc nie było jednego konkretnego momentu, który można by nazwać przełomowym. To był raczej ciąg wydarzeń, które budowały naszą pewność siebie i poczucie, że naprawdę możemy to zrobić. Po wielu meczach mówiliśmy sobie w szatni: „takimi meczami robi się awans”. Na przykład te spotkania, w których graliśmy w osłabieniu jak z Jastrzębiem czy Resovią w pierwszej rundzie, a mimo to potrafiliśmy wyciągnąć zwycięstwo – to pokazywało nasz charakter. Albo te „szalone” mecze, jak wygrane 5:4 ze Świtem czy 5:3 ze Skrą i Hutnikiem – pełne emocji, walki do końca i ogromnego zaangażowania. To wszystko razem zbudowało w nas przekonanie, że jesteśmy gotowi na awans.
W takim razie jak na drużynie odbił się pierwszy mecz z Wieczystą Kraków?
Wyniki, które przyszły po tym spotkaniu, pokazały, że ten mecz naprawdę dużo nas kosztował. Sama przegrana nie byłaby problemem, bo to się w piłce zdarza, ale to w jakich okolicznościach do niej doszło, miało duży wpływ na kolejne spotkania, straciliśmy kluczowych zawodników przez czerwone kartki, a i mentalność na pewno została naruszona.
To był bez wątpienia trudny moment. Jak w takich sytuacjach motywujesz kolegów z szatni? Czy masz swoje “kapitańskie rytuały”?
Nie mam konkretnych rytuałów, ale staram się zawsze być blisko drużyny – wspierać, rozmawiać, wyczuwać, kto czego potrzebuje. Najważniejsze dla mnie to dawać z siebie zawsze 100% na treningach czy spotkaniach ligowych, abym mógł dawać dobry przykład i energię dla zespołu. Mamy w zespole wielu motywatorów, więc to działa również w obie strony – wspieramy siebie nawzajem.
Dobrym motywatorem są również nasi kibice, chyba nie da się ich dopingu opisać jednym słowem… jak Ty to odbierasz?
To coś niesamowitego. Kibice są z nami zawsze, nieważne czy gramy u siebie, czy na wyjeździe. Czuliśmy ich wsparcie przez cały sezon, w każdym meczu, nawet w tych trudniejszych momentach. Dla nas to ogromna siła, kiedy słyszysz doping z trybun, masz wrażenie, że możesz po prostu więcej. Najbardziej zapadł mi w pamięci mecz, gdy graliśmy na Świcie w sobotę o 12:00 – to drugi koniec Polski(blisko 600 km), a mimo to przyjechało tam około 200 kibiców o takiej godzinie. To pokazuje, jak bardzo są z nami i jak wiele dla nich znaczy ten klub.
Nie można też zapomnieć o naszych rodzinach – one również są ogromnym wsparciem. Często przeżywają te mecze razem z nami, wspierają w codzienności i dają siłę, gdy jest ciężej. Ich obecność i zrozumienie mają dla nas ogromne znaczenie.
Awans już pewny, ale wciąż jest o co grać – z pewnością chcecie zająć pierwsze miejsce w lidze.
Dokładnie tak, awans to ogromna radość, ale nie zamierzamy się zatrzymywać. Od początku sezonu mierzyliśmy wysoko i chcemy zakończyć ten sezon jako liderzy. To byłoby idealne podsumowanie całej naszej pracy i wysiłku. Wiemy, że kibice na to liczą, a my sami też czujemy, że zasługujemy na to, żeby ten sezon zakończyć na pierwszym miejscu. Do samego końca będziemy walczyć o pełną pulę.
Czy w takim razie presja w najbliższych spotkaniach nadal jest odczuwalna – mimo zapewnionego awansu?
Presja trochę spadła, bo główny cel już osiągnęliśmy, ale to nie znaczy, że podchodzimy do meczów na luzie. Chcemy zakończyć sezon mocnym akcentem, utrzymać dobrą formę i jak wcześniej mówiłem po prostu tę ligę wygrać.
Za nieco ponad tydzień gramy ostatni mecz sezonu z Zagłębiem Sosnowiec. Motywacji na ten mecz Wam nie brakuje?
Zdecydowanie nie. To ostatni mecz sezonu, gramy u siebie i chcemy zakończyć sezon zwycięstwem. Wiemy też, jak ważne jest to spotkanie dla naszych kibiców – dlatego zrobimy wszystko, żeby dostarczyć im jeszcze jednej radości. Dla nas to również świetna okazja, by podziękować im za wsparcie przez cały sezon.
Dzień meczowy z Zagłębiem będzie wypełniony wieloma atrakcjami…
Oczywiście! Chciałbym serdecznie zaprosić wszystkich kibiców – to będzie nasze wspólne święto! Awans wywalczyliśmy razem: my na boisku, Wy na trybunach i poza nimi. W sobotę będzie idealny moment, żeby wspólnie poświętować. Każdy z Was dołożył cegiełkę do tego sukcesu i liczę na to, że razem stworzymy niezapomnianą atmosferę, która będzie najlepszym zakończeniem tego sezonu. Do zobaczenia!