Łukasz Zejdler to z pewnością jeden z najbardziej doświadczonych zawodników, którzy latem przybyli do drużyny Polonii Bytom. Mający za sobą debiut w rozgrywkach Ekstraklasy skromny zawodnik swoją boiskową wiedzą jest zdecydowanie wartością dodatnią w poczynaniach naszego zespołu. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z urodzonym w Raciborzu 30-latkiem.
Mateusz Skutnik: Kibice Niebiesko-czerwonych z pewnością przeżyli ciężkie chwile, kiedy schodziłeś z boiska z urazem podczas meczu z Gwarkiem Tarnowskie Góry. Raptem jeden mecz pauzy i powróciłeś na boisko w ważnym, wygranym meczu z Górnikiem II Zabrze, w którym należałeś do lepszych zawodników spotkania. Powiedz na wstępie co Ci dolegało i czy czujesz się już w pełni na siłach do gry?
Łukasz Zejdler: Urazu nabawiłem się w spotkaniu z Rekordem Bielsko-Biała, ale często jest tak, że na boisku jest adrenalina i nie czuje się, że coś jest nie tak. Po spotkaniu jednak miałem problem z kostką. Starałem się doprowadzić z Radkiem (Radosław Borowiec, masażysta Polonii Bytom – przyp. red.) kostkę do „użytku” i być mimo wszystko do dyspozycji trenera na kolejne spotkanie. Jednak mecz to coś innego niż trening i musiałem zejść z boiska. Miałem tydzień przerwy od treningów z drużyną. Przez ten czas pracowałem indywidulanie, do tego odpowiednie zabiegi, przez co udało się wrócić szybko na boisko.
M.S.: Zabrakło Cię akurat podczas meczu w Głogowie, z którym łączą Cię pewnie dodatkowe wspomnienia przez wzgląd na występy w Chrobrym w sezonie 2018/2019.
Ł.Z.: To fakt. Nie było mnie niestety w Głogowie, ale oglądałem mecz poprzez transmisję i trzymałem za chłopaków kciuki. Zagrali bardzo dobre spotkanie w trudnych warunkach pogodowych i zasłużyli na zwycięstwo.
M.S.: Za nami dwa zwycięskie spotkania z rzędu z trudnymi rywalami zespołów rezerw. Jakie Twoim zdaniem te dwie wygrane mają znaczenie dla drużyny po lekkim falstarcie ligi?
Ł.Z.: Na pewno nas odpowiednio podbudowały. Każde spotkanie traktujemy bardzo poważnie i nie ważne z kim gramy, chcemy wygrać i narzucić rywalowi swój styl gry. Oczywiście, były dwie wpadki, gdzie nam nie poszło kompletnie, ale nie poddajemy się, poprawiamy swoje błędy i walczymy dalej!
M.S.: Beniaminek, a zarazem lider tabeli to najbardziej doświadczony kadrowo zespół spośród wszystkich nowych zespołów, które dołączyły do sezonu 2022/2023. Masz jakieś przeczucia względem tego meczu?
Ł.Z.: W sobotę czeka nas na pewno ciężki i ciekawy mecz. Jesteśmy w trakcie przygotowań do niego, wiec czas pokaże, kto okaże się lepszy w tym dniu na boisku.
M.S.: Mija Twój drugi miesiąc gry w Bytomiu. Powiedziałeś mi przy naszej pierwszej rozmowie, że duży wpływ na Twoje przyjście do Polonii miał Michał Bedronka, podobnie jak Ty wychowanek Unii Racibórz. Znaliście się już wcześniej, zanim zaczęliście przygodę piłkarską?
Ł.Z.: W zespole czuję się dobrze, drużyna jest ambitna. Dojeżdżam z Michałem z którym znamy się już kupę lat. Razem graliśmy w Raciborzu w drużynach juniorskich. Prowadził nas wtedy trener Tomasz Trzesiński, któremu pewnie jest miło, że znów możemy razem grać na boisku. Michał pokazał mi jak funkcjonuje Klub i łatwiej mi było z tego powodu podjąć decyzję.
M.S.: W młodym wieku wyjechałeś do Ostrawy, kontynuując swój piłkarski rozwój w juniorach Baniku. Opowiedz proszę, jak wyglądało Twoje pierwsze „zderzenie” z czeskim futbolem? Jakie różnice dało się zauważyć na samym początku?
Ł.Z.: Dobrze wspominam ten czas. Kończyłem wtedy szkołę. Dojeżdżałem codziennie na treningi, nie było to łatwe, jednak najważniejsza dla mnie była możliwość rozwoju w Baniku. Później, kiedy byłem w pierwszej drużynie, mogłem dzielić szatnię z bardzo dobrymi zawodnikami. Na pewno był to dla mnie owocnie spędzony czas.
M.S.: Z pewnością do nich można zaliczyć wychowanków tamtejszej Akademii, więc Vaclava Sverkosa czy Marka Jankulovskiego. Szczególnie obecność tego drugiego w szatni była dla Was, młodych zawodników motywacją do dalszej pracy…
Ł.Z.: To był okres, kiedy Jankulovski wrócił do Banika pod koniec kariery piłkarskiej. Byłem wtedy młody, więc patrzyłem z podziwem jak ktoś z innego świata przychodzi do naszej szatni. Parę lat temu kontakty na linii młodzi – starzy zawodnicy trochę inaczej wyglądały. Młodzi mieli dużo trudniej w kontakcie ze „starszyzną”, ale starałem się obserwować tych graczy na treningach i czerpać z ich doświadczenia jak najwięcej.
M.S.: Po debiucie w Czechach, przyszedł czas na debiut w Ekstraklasie. Co prawda był to przegrany mecz w Bydgoszczy, jednak dla Ciebie miało to pewnie szczególne znaczenie. Skąd w ogóle narodził się pomysł transferu do Cracovii?
Ł.Z.: Po okresie w Baniku zgłosiła się Cracovia z trenerem Wojciechem Stawowym. Bardzo miło wspominam pracę z tym trenerem. Pokazał nie tylko mi, ale i drużynie trochę inne spojrzenie na piłkę. Wielu zawodników przez te lata przewinęło się przez szatnię Cracovii, wiec nie będę wymieniał nazwisk, ale cieszę się, że mogłem być w tamtych latach w krakowskiej drużynie.
M.S.: Innym trenerem, który cenił sobie współpracę z Tobą był Zbigniew Smółka, który sprowadził Cię najpierw do Widzewa, a następnie do Chojniczanki Chojnice. W Widzewie chyba plany nie potoczyły się jednak po Twojej myśli…
Ł.Z.: Z Widzewem doszło do dość kuriozalnej sytuacji, ponieważ po tygodniu pracy zwolnili trenera Smółkę i przyszedł nowy trener, z nowym pomysłem na drużynę (Marcin Kaczmarek – przyp. red.). Ja w tym momencie miałem ciężką sytuację w klubie, ale robiłem swoje i po pół roku odszedłem do Chojnic, aby móc mieć większa szansę na regularną grę. Tak to bywa, trzeba się dostosować i dalej ciężko pracować. Na pewno przeprowadzki, zmiana szatni oraz inne sytuacji z tym związane nie są dla zawodnika łatwe, dlatego zależało mi później, aby wrócić na Śląsk i trochę ustabilizować swoje życie.
M.S.: Po przybyciu do Polonii, podczas swojego pierwszego meczu kontrolnego zaliczyłeś asystę przy trafieniu w Opolu. Z kolei w pierwszym sezonie gry w GKS-ie Katowice otrzymałeś coroczną nagrodę „Złotego Buka” za najładniejszą bramkę 2016 roku w meczu katowiczan z Chrobrym… w Głogowie, o którym już wcześniej rozmawialiśmy, a do którego w późniejszym czasie jeszcze trafiłeś.
Ł.Z.: Każdy klub ma dla mnie określone wspomnienia. W Katowicach zmierzaliśmy w dobrym kierunku, jednak słabsza końcówka sezonu nie dała nam awansu. Pod okiem trenera Brzeczka były ciężkie chwile, ale sport uczy pokory, czasami w najmniej odpowiednim momencie, tak bywa. Miałem wielu trenerów i starałem się zawsze coś nauczyć lub wyciągnąć dla siebie. Sam postanowiłem się zapisać na kurs, który ukończyłem nie dawno.
M.S.: Efektem tego jest również podjęcie pracy z naszą Akademią Przedszkolaka, gdzie razem z Patrykiem Stefańskim uczycie najmłodszych adeptów piłki nożnej w Bytomiu futbolowego rzemiosła. Opowiedz proszę, jak Ty widzisz siebie jako trenera i co dla Ciebie oznacza ten czas spędzony jako nauczyciel?
Ł.Z.: Trenuję z Patrykiem najmłodszych zawodników w Akademii, grupę z roczników 2016-2017. Jest to liczna grupa, wiec będziemy się starać, aby zaszczepić w nich ten dryg do piłki. Również w Raciborzu trenuje dzieciaki, więc nie narzekam na brak obowiązków! (śmiech) Lubię trenować młodych zawodników i tak siebie widzę, kiedy skończę z piłka jako zawodnik. Może pójdę wtedy tą drogą… Czas pokaże.
Rozmawiał: Mateusz Skutnik