Ryszard Wieczorek w piątek został przedstawiony jako nowy trener Polonii Bytom a już dzisiaj, w poniedziałek 4 lipca, poprowadzi pierwsze zajęcia z Niebiesko-Czerwonymi. W obszernym wywiadzie dla naszego serwisu, szkoleniowiec opowiedział m.in. o charakterze zespołów z naszego regionu, powrotach do Odry Wodzisław, ograniu Polonii Bytom czy synergii, pomiędzy pierwszym zespołem a akademią.
Rafał Rymarz: Gdyby ktoś powiedział Panu trzy tygodnie temu po zwycięstwie 1:0 z Polonią Bytom, że będzie Pan jej trenerem w kolejnych rozgrywkach, zapewne byłby Pan zdziwiony. Nie zapytam czy trener się spodziewał, bo w piłce już dużo Pan widział, ale pewna doza zaskoczenia na pewno jest?
Ryszard Wieczorek: To duży poziom zaskoczenia. W piłce wiele rzeczy mnie już nie zdziwi i może nie będę tutaj specjalnie oryginalny, ale zachowanie i pewne ruchy po sezonie działaczy Odry mówiąc wprost – to był dla mnie szok. Tu nie chodzi tylko o moją osobę. Chodzi o rozwój i sytuację, w jakiej zdecydowałem się klub ponownie objąć. Mam na myśli te sześć spotkań do końca, z czego cztery wygrane, gdzie wcześniej mieli tylko jedno zwycięstwo na wiosnę. Wróciłem bo to Odra. Zostawił tam człowiek kawał zdrowia i życia ale… szybko uzmysłowiłem sobie, że nie są jeszcze gotowi na to, żeby pójść do przodu. Może mają plan, by ponownie przetrwać? To już nie moje zmartwienie, cieszę się, że po epizodzie z Odrą znalazł się klub, który ma swoje ambicje i konkretne plany. Ostatnie dwa-trzy dni dały mi dużo nadziei, werwy i adrenaliny przed poniedziałkowym rozpoczęciem pracy w Bytomiu.
RR: Czyli mogę zaryzykować stwierdzenie, że Polonia przysłowiową ,,iskrę” w Panu rozbudziła?
RW: Oczywiście, że tak. Polonia zawsze kojarzyła mi się z charakternym środowiskiem a dla mnie takie otoczenie jest bardzo przyjazne. Wychowałem się na Odrze Wodzisław, na śląskich klimatach i wiem, że w naszym regionie ludzie naprawdę są charakterni. To nie są słowa puszczane na wiatr. Czy to jako piłkarz, czy jako trener, starcia z Polonią zawsze były trudne. Nasze kluby mają ludzi oddanych sprawie i nawet jeśli pojawiały się problemy, czy nawet bieda, to na boisku nie było mowy o odstawianiu nogi. Wspomniana ,,iskra” w moim podejściu powoduje też to, że ja nie należę do trenerów, którzy są zawodowo wypaleni. Gdybym miał dość, to zostałbym z synem w swojej firmie i spokojnie prowadził to po naszemu, a mnie piłka pasjonuje, ciekawi. Ciągłe zmiany w zakresie ewolucji taktyki, motoryki – to coś, co stale mnie napędza i szukam dzięki temu impulsów do pracy z kolejnym zespołem.
RR: Pamięta Pan takiego zawodnika jak Miroslav Barcik?
RW: Pamiętam. Duże umiejętności, taki łysawy jeśli mnie pamięć nie myli (śmiech)?
RR: Zgadza się. Strzelił piękną bramkę w 2009 roku dla Polonii Bytom właśnie w Wodzisławiu, gdy po raz drugi prowadził Pan Odrę. Ma Pan jakieś wspomnienia związane z Polonią?
RW: Tak dobrze tego meczu nie pamiętam, ale jeśli miałbym wskazać co najbardziej utkwiło mi w pamięci w starciach z Polonią, to gol Tomka Hajty z 60 metrów przy ul. Olimpijskiej (2008 rok, Polonia przegrała 0:1 przyp. red.). Byłem wtedy trenerem Górnika i pamiętam to do dziś. Utkwiła mi także w pamięci bramka, którą strzeliłem w Bytomiu z rzutu wolnego, wygraliśmy bodajże 3:1 wtedy, kiedy Odra szła po awans do Ekstraklasy. Każdy taki mecz w Bytomiu miał spory ciężar gatunkowy, co tylko potwierdza charakterność tego regionu.
RR: Jaki był klucz do ogrania Polonii Bytom w ostatnim meczu sezonu?
RW: W momencie gdy przejąłem Odrę, drużyna wyglądała słabo pod kątem motorycznym. Zawodnicy fizycznie wyglądali źle i musieliśmy dać pomysł na grę, by wygrać większość z tych spotkań i utrzymać się w 3. Lidze. Do pomysłu taktycznego, musiałem z zawodnikami ciężej popracować, wiedząc, że może to zaprocentować w końcówce rozgrywek i nie mówię tu tylko o meczu z Polonią, ale przede wszystkim o starciach z Gacią czy Kluczborkiem. Podzieliłem sobie okres bezpośredniego przygotowania do gry, tych sześciu tygodni pracy, na dwa-trzy tygodnie ciężkich treningów, nawet kosztem przegranego meczu. Wygraliśmy co prawda pierwszy z Gwarkiem, który był impulsem dającym wiarę, ale kolejne dwa były bardzo trudne, gdzie wysoko ograła nas Ślęza i przyszła też porażka z Pniówkiem. To był okres, gdzie musiałem coś poświęcić ale wiedziałem, że ta forma według planu jaki założyłem, przyjdzie w odpowiednim momencie. Przed meczem z Polonią byliśmy już utrzymani. Powiedziałem w szatni, że Polonia gra wysoko, chce odbierać piłkę na naszej połowie, więc ustawiliśmy się pod was, by omijać pierwszą strefę pressingu. Ustawiliśmy się w średnim lub niskim pressingu, żeby zagęścić środek pola, bo spodziewaliśmy się chęci gry w piłkę ze strony bytomian. Wyszło parę kontr, fizycznie wyglądaliśmy lepiej niż wcześniej, do tego świadomość utrzymania – złożyło się na to wiele czynników. Jeśli gralibyśmy dwa-trzy tygodnie wcześniej, nie mielibyśmy z Polonią szans. Poza tym kluczem jest motywacja. Odra przegrywała wszystko u siebie wiosną. Pozwoliłem więc sobie na rozmowę z zawodnikami, że kibice przyjdą znów się pośmiać lub powiedzieć coś kąśliwego i zapytałem: chcecie wyjść i coś z tym zrobić? Pokazać, że macie jaja? To zadziałało bo widziałem w szatni sportową złość.
RR: Które kompetencje trenera są zatem decydujące w takiej misji ratunkowej, jakiej trener się podjął?
RW: To naprawdę szereg działań. Do szatni musi wejść trener z autorytetem, i tu nie chodzi o to, czy był taki wcześniej czy nie. Ja muszę widzieć w zawodnikach, że wszedł gość, który pomoże w realizacji celu, jakim jest utrzymanie. I oni patrzą na to, jakich trener użyje środków i w którym to kierunku pójdzie. Zaangażowanie na absolutnie maksymalnym poziomie, na przykład pod kątem bodźców motorycznych, bo to trzeba widzieć w jakim miejscu jest zespół. Na komfort nie ma co liczyć, bo jeśli w końcowych fazach zmienia się szkoleniowca, to coś w szatni nie gra i gdzieś jest jakiś problem, skoro szukają innych rozwiązań. Trzeba umieć zawodnikom coś ,,sprzedać”. Sprzedać całego siebie, wiedzę pod względem umiejętności dostosowania taktyki ale także diagnozy, z kim mam do czynienia i jak wydobyć atuty, które każdy z nich posiada. Na przykładzie Wodzisława, oni grali ustawieniem 4-3-3. Po dwóch tygodniach pracy, gdy zdiagnozowałem w pełni personalnie szatnię, to okazało się, że nie są w stanie zrealizować założeń, grając na pozycjach w tym systemie. Szczególnie z myślą o skrzydłowych, bo tam ich nie było a grali trójką ofensywnych zawodników. To się mijało z celem. Zmieniłem ustawienie na trzech stoperów z dwoma wahadłowymi, bo akurat profil tych zawodników temu odpowiadał. Skrzydłowych przesunąłem bardziej do środka na pozycje nr 10, do tego jeden napastnik, dwóch środkowych pomocników i to zaczęło fajnie funkcjonować. Mimo, że młody zespół, jeśli dobrze przekaże się na analizie i zajęciach swój koncept, to ta wizja ma rację bytu i znajduje odzwierciedlenie na boisku. Młodość ma swoje prawa. Takiego zawodnika można rozwijać, uelastycznić do tego, czego się chce. Ze starszym już tak nie zawsze się da. Trzeba się skupić, żeby wyciskać maksa z tego co posiada. Pracowałem ostatnio z dobrze znanym Marcinem Radzewiczem. W Odrze był na lewej obronie ale wiedziałem, że z racji wieku, gdy przesunę go do środka obrony, do gry w trójce stoperów, to zrobi świetną robotę, bo oprócz doświadczenia ma spore umiejętności a tego bardzo potrzebowaliśmy. Takich czynników jest dużo, ale trzeba najpierw wyzwolić a potem widzieć u swoich zawodników ,,błysk w oku”, który daje szansę powodzenia.
RR: Jak duża różnica jest obecnie pomiędzy piłką na szczeblu centralnym a makroregionami?
RW: Przeskok jest pod jednym względem. Kadry zespołów na poziomie 2. ligi są szersze i bardziej wyrównane. Pod kątem wyjściowych ,,jedenastek” myślę, że nie ma wielkich różnic, maksymalnie do dwunastu-trzynastu zawodników, później już zaczynają się schody. To wynika z ekonomii i pieniędzy, bo w 3. lidze większość zespołów tak buduje drużyny, że dwunastu-trzynastu zawodników sportowo to ,,ciągnie” a resztę stanowi młodzież. W momencie gdy pojawiają się kartki lub problemy zdrowotne i młodzież musi zastąpić podstawowego gracza, gdzie doświadczenia i ogrania mają mało, to wtedy jest różnica w wyniku. W 2. lidze większość zespołów ma wyrównane kadry. Również portfel decyduje o tym, czy ktoś potem bije się o awans, czy walczy o utrzymanie. Bardzo ważnym czynnikiem i dodatkową motywacją jest zapis regulaminowy o młodzieżowcu i Pro Junior System, dzięki któremu wiele klubów chce stawiać na młodych i ich rozwijać. Jednak grając o stawkę, rzadko kiedy się zdarza, by w oparciu o młodzież bić się o konkretne cele. Są wyjątki, ale mówimy tu głównie o teamach z zaplecza Ekstraklasy, gdzie od lat buduje się poprzez akademie. Uważam, że my w Polsce musimy jeszcze trochę poczekać, aż ten młody narybek zacznie przynosić ,,owoce” tej pracy ale bardzo się cieszę, że ten kierunek staje się popularny, także tutaj w Bytomiu.
RR: Czy Pana zdaniem w tym systemie 3. ligi trzeba coś zmienić? Mimo wszystko szkoda, że awansuje tylko jeden zespół z tak szerokiego grona.
RW: To jest sportowa rywalizacja i jak zawsze, niech wygra lepszy. W każdej klasie rozgrywkowej, jak się trafią dwa-trzy zespoły z wysokimi aspiracjami na pójście wyżej, walka toczy się ,,łeb w łeb” i trzeba zbierać dużo punktów, żeby ten awans sobie wyszarpać. Ten, który miał słabszy moment, musi odpaść. Osobiście jestem pasjonatem tenisa i na turniejach blisko stu dwudziestu zawodników gra w drabince a tylko jeden jest wygranym. Nie ma co dyskutować, trzeba zakasać rękawy i grać. Bo jeśli była taka rywalizacja jak np. Ruchu z Polonią, to się nie dzieje, że ktoś przegrywa dopiero na końcu. Wynik końcowy jest pochodną wielu rzeczy i na to składa się wiele czynników.
Dziś zaczynamy okres do nowego sezonu i ja już od dwóch dni non stop rozmawiam przez telefon, analizuję, rozpisuję mikrocykl i jestem w stałym kontakcie ze sztabem szkoleniowym. Należę do trenerów, którzy muszą być przygotowani i nie może być elementu zaskoczenia, bo potem bierze się z tego improwizacja. Improwizować możemy jak pogoda nam pokrzyżuje plany ale dopóki mamy wpływ, musimy to skutecznie układać, pracować co dzień, co tydzień i co miesiąc. Jeśli mamy kontrolę, to zespół się rozwija a wtedy wyniki muszą przyjść.
RR: Wiele mówi się o systemie z trójką obrońców, coraz więcej klubów w Polsce i na świecie przechodzi na system z wahadłami, niekoniecznie mając ku temu zawodników odnajdujących się w tym układzie. Takie rozwiązania widzieliśmy chociażby u Paulo Sousy w Reprezentacji Polski. Jakie cechy powinien mieć zawodnik nadający się na wahadłowego i jak Pan ocenia ewolucję gry trójką z tyłu?
RW: Trzeba sobie zawsze zadać kluczowe pytanie: dla jakiego zespołu mamy wdrożyć ten system? Dla zespołu grającego ofensywnie czy defensywnie? Odpowiadając na moim przykładzie, pierwszy raz zagraliśmy tak w Rybniku, a to już sporo czasu minęło (2011-2013 przyp. red.). W tym układzie zrobiliśmy wtedy awans do 1. ligi, zdobywając bardzo dużo punktów. Wiedziałem wtedy, że chcę grać ofensywną piłkę. I patrząc dzisiaj np. na taki Raków Częstochowa, trzeba powiedzieć, że trener Papszun gra ofensywnie. Dlatego system z trójką obrońców z tyłu mu odpowiada.
W Rybniku miałem dwóch zawodników grających na bokach: Daniel Kutarba oraz Marek Krotofil oraz dwóch stoperów. Szukając sposobu na grę ofensywną, oni pasowali do konceptu atakowania ale było to kosztem gry defensywnej. Obaj zawodnicy słabiej funkcjonowali w bronieniu. Wrzucając do tego układu jednego stopera, pozyskałem wtedy Błażeja Radlera, obaj zawodnicy mieli wtedy więcej czasu na to, co lubią robić na boisku. Zrobiłem z nich wahadłowych i oni czuli się w tym jak ,,ryba w wodzie”. Do tego zmieniłem miejsce odbioru piłki, zaczęliśmy grać wyżej, zawodnicy mieli świetne predyspozycje fizyczne i to zaczęło funkcjonować tak jak trzeba. Gdy w Kaliszu zaczęliśmy czwórką z tyłu, zobaczyłem, że mam zespół, który lepiej będzie wyglądał w ustawieniu z trójką obrońców. Pomyślałem, że zaczniemy grać wtedy bardziej ofensywnie i moi zawodnicy to zrozumieją ale potrzebuję dwóch-trzech ogniw, które pozwolą nam realizować grę w tym systemie, o czym poinformowałem władze klubu. I nagle zaczęliśmy grać w takim układzie, zrobiliśmy awans do 2. Ligi a niewiele brakowało do awansu do 1. Ligi, gdzie w finale baraży nieznacznie przegraliśmy z bardziej doświadczoną Skrą.
Polska? Polska nie. My nigdy nie będziemy grać piłki ofensywnej, bo nie jesteśmy zespołem o takich umiejętnościach. Jesteśmy zbyt nisko w rankingach i nie mamy do tego predyspozycji. Taki Szymański, czy kogo byśmy tam nie ustawili, oni się meczą grając nisko 60 czy 70 metrów od bramki przeciwnika. Zespoły grające trójką z tyłu, muszą grać ofensywną piłkę. W defensywnych predyspozycjach nigdy bym się na to nie zdecydował.
RR: Jeśli jesteśmy już przy systemach gry, to który klub najbardziej panu aktualnie imponuje w zakresie stylu i ustawienia na boisku?
RW: W czasach ROW-u Rybnik wzorowałem się na grze Juventusu Turyn. Wzorowałem się na systemie z trójką obrońców m.in. wtedy Bonucci i Chiellini ale też z ciekawą funkcją środkowego łącznika, jakim był Andrea Pirlo. Znam na pamięć wszystkich zawodników tego zespołu, bo robiliśmy naszym graczom specjalne odprawy i wizualizacje z Juve, żeby pokazać jak książkowo powinno wyglądać ustawienie systemu 3-5-2 z wzorowo działającymi bokami. Obecnie bardzo podoba mi się gra Chelsea, zwłaszcza kiedy zdobywali Puchar Europy. Bardzo odważnie, z trójką z tyłu, wysoko podchodzili do piłki. Tak samo Belgowie, oni wychodzą jak po swoje mając ustawienie z trzema stoperami. W pewnym okresie też bardzo podobała mi się Atalanta Bergamo, mam dużo materiałów jak grali w tym ustawieniu i potrafili to realizować. Z każdego zespołu można wyciągnąć coś dobrego. Pokazać sposób odbioru piłki, zachowania w poszczególnych sytuacjach, asekurację w ataku, w momencie gdy zespół atakuje i się broni. Widzę to i na treningach ze swoimi zespołami, staram się jak najwięcej pokazywać, by uruchomić automatyzmy.
RR: A nie jest przypadkiem tak, że dzisiaj w piłkę nożną chce jednak grać mało klubów i dominuje sztuka bronienia?
RW: Zawsze łatwiej jest bronić niż konstruować. Żeby dobrze atakować i optymalizować grę poszczególnych zawodników, to my musimy wykorzystać gabaryty boiska. Boisko ma określony wymiar i tu się nic nie zmienia. Jeśli gramy z wahadłowymi, to jestem w stanie wykorzystać jako trener całą powierzchnię murawy, bo zespoły wtedy gorzej na to reagują ustawieniami 4-4-2 lub 4-2-3-1. Wykorzystanie boków, brak odpowiedniego timingu i przesuwania w obronie przeciwnika, powoduje, że mamy sytuacje i strzelamy bramki. Oczywiście – to szereg działań od analizy i tłumaczenia po wdrażanie na treningu. To długotrwałe procesy, które nie dzieją się z przypadku.
RR: Jaka jest Pana wizja na Polonię w przyszłym sezonie? Przychodzi Pan do zespołu, który ostatnie sezony grał w ustawieniu z młodzieżowcem na pozycji nr 10 i prowadzeniem ataków z bocznych stref boiska.
RW: W poniedziałek zaczynamy. Wiele sobie przeanalizowałem pod kątem najbliższych treningów czy sparingu z Odrą Opole, który mamy już w piątek. To wszystko zależy od poznania zespołu. Może się okazać, że jeden czy drugi młodzieżowiec będzie mi pasować o takim a nie innym profilu i będzie miał duże pole do popisu i pokazania się. Jako trenerzy jesteśmy po to, żeby ,,wyciągać” za uszy młodych w szatni. Zdarza się często, że siedzą zakompleksieni, nie mają wiary w siebie i chęci bo spada na głowę krytyka. Zawodnik musi być optymalnie przygotowany i trzeba wydobyć z niego maksimum. Wracając do ustawienia – przejmuję zespół, który grał w ustawieniu 4-1-4-1 lub 4-3-3 w zależności od przeciwnika i okoliczności. W krótkim czasie zdiagnozuję na co ten zespół stać i w jakim kierunku idziemy. Na pewno nie zmieni się nic w mojej filozofii gry, która pasuje do Polonii Bytom i dzieje się to za obopólną zgodą. Chcę budować atak pozycyjny, chcę szybko odbierać piłkę i mieć kontrolę nad grą. Polonia robiła to dotychczas a jako trener mam nadzieję, że dołożę swoją ,,cegiełkę” do rozwoju tej drużyny. Musimy umieć być elastyczni.
Chciałbym tu też dodać, że dla mnie ważną stroną jest aspekt motoryki. Jeśli tak chce grać Polonia, to musimy umieć zastosować 2 rzeczy: przejście z obrony do ataku i z ataku do obrony. Te dwie rzeczy dominują patrząc na ewolucję światowej piłki i kto to robi dobrze, ten wygrywa. Żeby tak było, strona motoryczna jest niezbędna. Znam się na tym, to mój ,,konik” i miałem w przeszłości możliwość współpracy m.in. z profesorem Chmurą, jako moim mentorem pod względem teoretycznym. Wyciągam z nauki to co potrzebne. Pierwszy tydzień w Polonii będzie wprowadzający, natomiast w kolejnym zaczynamy badaniami wydolnościowymi, szybkości, dynamiki i utrzymania mocy. Dzięki temu będę wiedział, w jakim momencie są zawodnicy.
Trener Ryszard Wieczorek oraz II trener Adam Burek.
RR: Polonia to klub budujący swoją akademię po latach zaniedbań, w którym sztab szkoleniowy blisko współpracuje z kadrą prowadzącą zajęcia akademii. Jak Pan zapatruje się na współpracę z akademią, zwłaszcza w obliczu powstawania nowego obiektu?
RW: Wiem, że w sztabie szkoleniowym są trenerzy mocno zaangażowani w działalność akademii i ja nie mam zamiaru tego absolutnie zmieniać. Chcę żeby w sztabie pierwszej drużyny stale mogli się uczyć, żeby widzieli aspekty piłki juniorskiej i seniorskiej, żeby pogłębiali swoją wiedzę na temat treningu i spojrzenia na to, co można zrobić lepiej. Uważam, że ze swoim bagażem doświadczenia mogę wiele młodszym kolegom przekazać, ale też bardzo mocno liczę, że to od nich czegoś nowego się nauczę. Z takiej mieszanki i pomysłu może wyjść tylko coś dobrego. Zawsze się zastanawiałem, dlaczego w różnych klubach w Polsce mówi się ,,My” i ,,Wy”. Nie wyobrażam sobie, żeby praca w akademii i praca w pierwszym zespole to było coś zupełnie różnego. To musi być jedna linia, jedna wizja. My musimy wiedzieć, że ten młody człowiek jest przygotowywany według ustalonej kultury trenowania. Pierwszy zespół napędza akademię, daje wizję i pobudza świadomość rodzica i młodego zawodnika. Ci młodzi ludzie po to przywdziewają koszulki klubowe od najmłodszych lat, by kiedyś zagrać w pierwszej drużynie jak najwyżej. Jedno co mnie tylko denerwuje, to że wielu młodych trenerów jest przekonanych, że pozjadało wszystkie rozumy i wiedzą jak się robi piłkę nożną. I stąd bierze się to dzielenie na wspomniane ,,My” i ,,Wy”. Z tym będę walczył, jeśli ktoś będzie chciał gloryfikować tylko jedną stronę.
RR: Zanim jednak Polonia wejdzie do nowego budynku, przed Wami sezon z mankamentami, z którymi Polonia boryka się od kilku lat.
RW: Mnie wiele nie trzeba. Jestem praktykiem i nie potrzebuję wielkich gabinetów. Mam nadzieję, że znajdziemy miejsce, by trenerzy mogli spotkać się przed treningiem, po treningu, by mogli usiąść i przeanalizować pewne rzeczy. Zawsze musi znaleźć się miejsce na rozmowę z zawodnikiem, miejsce na odprawę i analizę. Będę dbał o to, żebyśmy skupili się na pracy i żeby nie panował wśród nas rozgardiasz. Luksusów nie potrzebujemy. Nasza praca to jednak przede wszystkim działania na boisku. Wymagam aby klub, na tyle na ile jest w stanie, umożliwił warunki do pracy swoim zawodnikom. Dbam o to, aby boiska były przygotowane do treningu i naprawdę o to zawsze mocno walczę. Nie robię tego dla trenera Wieczorka, tylko dla rozwoju chłopaków i drużyny. W treningu jak w grze. Jak będziemy trenować na dobrych warunkach to i motywacja jest inna i podejście do meczu też jest inne. Jak będziemy trenować byle jak, to w meczu wszystko wyjdzie.
RR: Intensywny okres trwa i dziś zaczyna pan pracę z drużyną. To, co dało się dopiąć w tak krótkim czasie, jest już zrobione?
RW: Tak. Trenerzy mają już mikrocykl na swoich mailach, łącznikiem ze sztabem jest Adam Burek, który przyszedł ze mną razem do Bytomia. Dla szatni, dla władz klubu mam także 2-tygodniowy plan co i kiedy robimy. Jest też w planie kilka spotkań i między 17:00 a 18:00 wyjdziemy na pierwszy trening.
RR: Czego zatem życzyć na najbliższy czas?
RW: Będę robił wszystko, żeby zespół zaczął funkcjonować bez większej presji. Potrzebujemy spokoju i po to też jestem, żeby te emocje zdjąć z nich i żebyśmy od początku skupili się na pracy. Pracy pod kontrolą, która jest kluczem do funkcjonowania. Jak to będziemy robić z głową, to jestem spokojny, bo to jest konsekwencja codziennego planowania i realizacji założeń. Każdy mecz dostarczy nam masę nowych informacji i musimy umieć na nie reagować.
Rozmawiał Rafał Rymarz.