Kapitan Polonii Bytom, Adam Bączyński w meczu z Wisłą Kraków po raz pierwszy od powrotu do gry po kontuzji zagrał w wyjściowej „5”. Mecz z liderem tabeli był prawdziwym rollercoasterem dla bytomian.
Duży żal po meczu z Wisłą?
Duży, tak, bo rywale na pewno byli do ogrania. Zwłaszcza, że chcieliśmy się odkuć po derbach, a najlepiej zrobić to na liderze. Do połowy prowadziliśmy szesnastoma punktami, w pewnym momencie było nawet +20. Powiedzieliśmy sobie w przerwie, że mecz zaczyna się od nowa, że najważniejsze będzie pierwsze 5-6 minut po przerwie, aby utrzymać tę przewagę, bo później będzie nas coraz trudniej dogonić. No cóż, zrobiło się jak się zrobiło, druga część gry potoczyła się wybitnie nie po naszej myśli. Ale też po takim meczu wzrosła wiara w nasze umiejętności, że możemy grać jak równy z równym z najlepszymi. W sobotę chcemy koniecznie zwyciężyć i mówimy sobie w drużynie, że trzeba rozpocząć jakąś serię wygranych.
Z czego to wynika, że prezentujecie się lepiej w pojedynkach z ekipami teoretycznie silniejszymi, tak jak w meczach z Katowicami i Wisłą?
Dobre pytanie (śmiech). Nie wiem z czego to się bierze, tak naprawdę. Wydaje mi się, że takie ekipy mogą nam bardziej leżeć z tego względu, że grają koszykówkę bardziej uporządkowaną, taki poukładany styl nam pasuje. Drużyny, które dobrze bronią, mocno naciskają w obronie. Widać też po tym, jaki jest potencjał w naszym zespole, że potrafimy się przeciwstawić takim ekipom. Z Wisłą zabrakło nam właściwie postawienia kropki nad i, rozegrania lepiej ostatnich akcji, albo trafienia kilku wolnych więcej, mieliśmy 50% skuteczności na linii. Pokazujemy, że umiemy grać w basket, to nie jest tak, że nagle zapomnieliśmy jak to się robi. Brakuje nam szczęścia, przytrafiła się seria urazów, tu jeden wypadł, na następny mecz kolejny, cały czas coś, nie mieliśmy meczu, żeby przed wszystko było na tip top. Mam nadzieję, że już teraz w sobotę wszyscy będą zdrowi i ruszymy z tym.
A jak z Twoim zdrowiem, z Wisłą zagrałeś po raz pierwszy w sezonie w podstawowej piątce, czyli już wszystko w porządku?
Coraz lepiej. Łąkotka jest już w trzech miejscach wycięta, wcześniej czy później i tak czeka mnie artroskopia. Przez te półtorej miesiąca współpracowałem z naprawdę dobrym fizjoterapeutą, który po badaniach stwierdził, że jeśli dalej chcę grać to muszę iść na zabieg, ale wzmocniłem nogę, odbudowałem mięśnie i jest bardzo dobrze. W meczach z Jarosławiem i z Rudą czułem jeszcze dyskomfort, jednak ten ostatni tydzień przed Wisłą przetrenowałem bez żadnego bólu i w meczu też mogłem zagrać już mniej asekuracyjnie. Zwłaszcza, że lubię zagrać na kontakcie, wbić się pod kosz. A jak kolano jest niestabilne, nie czuję się pewnie to i moja dyspozycja spada. Na szczęście, odpukać, czuję się już zdecydowanie lepiej. Też ta pierwsza piątka mnie zmobilizowała, inaczej się wtedy wchodzi w mecz. Z Wisłą było już całkiem całkiem i mam nadzieję, że forma będzie już tylko rosła.
W jakiej konfiguracji czujesz się lepiej na parkiecie, czy z typowym shooterem jak Łukasz Lewiński, czy z Rafałem Serwańskim, który jest bardziej „jedynką”?
Każdy ma swoje atuty, ale nie ukrywam, że mi jako rozgrywającemu lepiej się gra mając u boku takich strzelców jak Łukasz, czy też Norbi, którzy mogą przymierzyć z każdej pozycji, a ja mam wtedy więcej miejsca do grania. Rafał jest jeszcze młodym zawodnikiem, wiele grania przed nim, widać jak się rozwija i takie doświadczenia jak końcówka meczu z Wisłą na pewno zaprocentują.