W dwóch starciach po wznowieniu rozgrywek ligowych w 2016 roku, Polonia Bytom nie dopisała punktów do swojego dorobku. W rozmowie z nami, Ireneusz Kościelniak wskazuje swój punkt widzenia obydwu spotkań a także wyraża nadzieję, że ciężka praca całego zespołu wkrótce przyniesie oczekiwane rezultaty.
Wchodząc do budynku przy ul. Olimpijskiej, nie miał Pan wrażenia, że nadal jest wiosna 1993 roku, kiedy przyszedł Pan do Polonii na wypożyczenie z GKS-u Katowice?
Ireneusz Kościelniak: Powrót tutaj to dla mnie bardzo fajne uczucie, minął już szmat czasu odkąd pojawiłem się w Bytomiu po raz pierwszy i wróciły wspomnienia. Polonia jest klubem, w którym stawiałem swoje pierwsze kroki w seniorskiej piłce, udało mi się mocno powalczyć o ówczesny wyjściowy skład i sporo minut spędziłem tutaj na boisku. Pamiętam, że w sztabie szkoleniowym był trener Góralczyk i asystował mu Stefan Pietraszewski, którzy świetnie się dogadywali i stworzyli ciekawy zespół. Serducho mocniej zabiło, no bo… też niewiele się tutaj zmieniło (śmiech).
Czas jakby stanął w miejscu…
Dokładnie – pamiętam te szatnie, gdzie się przebierałem a teraz po drugiej stronie barykady, jako trener, mogę poprowadzić zespół, który ma ogromną tradycję i bogatą historię. Za tym wszystkim idzie spore zobowiązanie, trzeba utrzymać Polonię Bytom w II lidze i nie będzie to łatwa sprawa ale na pewno jest to nasz obowiązek. Czeka nas sporo pracy i zadań do wykonania, żeby drużyna zaczęła systematycznie punktować.
Bez tego trudno będzie myśleć o utrzymaniu.
Przychodząc do Polonii, wiedzieliśmy, że zespół ma przede wszystkim problemy z grą w defensywie. Statystyki pokazały, że ilości strzelonych bramek są przyzwoite, natomiast jeśli chodzi o grę w obronie, bytomski zespół plasuje się na jednym z ostatnich miejsc po rundzie jesiennej. Mocno skoncentrowaliśmy się na tym aspekcie na początku naszej pracy.
Czy to, że jako zawodnik, występował Pan głównie w formacji defensywnej, będzie miało swoje piętno na stylu gry i taktyce obieranej przez Polonię?
Oczywiście – większość czasu swojej gry spędziłem na pozycjach kluczowych, czyli środku obrony bądź częściej na prawej flance. Miałem to spore szczęście, że już nawet jako młody zawodnik pracowałem z trenerami na tamten czas topowymi. Jednym z pierwszych, który wprowadził ustawienie czwórką w linii, był Stefan Majewski, który przyjechał z Niemiec do Amici Wronki. Wracając do tematu Polonii, uważam, że ma to znaczenie i jeśli chodzi o sparingi, tych bramek już tak dużo nie traciliśmy. Pierwsze dwa mecze ligowe i te dwa stracone gole są dla nas nieszczęśliwe. Jasne, zawsze są błędy, bo po nich padają gole. Zwracam uwagę zwłaszcza na mecz z Olimpią Zambrów, strzał spoza ,,szesnastki”, według mnie do obronienia i przy koncie zerowym szansa na punkty była na wyciągnięcie ręki a nie można zapominać, że mieliśmy trzy sytuacje stuprocentowe , które należało strzelić. Mielibyśmy teraz inny obraz dwóch spotkań, nawet przy tej samej grze ale przy zachowaniu żelaznej dyscypliny taktycznej.
Żelazna dyscyplina taktyczna i przede wszystkim na ,,zero z tyłu” – tak można to podsumować?
Nie do końca. Nie możemy zapominać, że nasi boczni obrońcy mają swoje zadanie ofensywne, zarówno Jurek jak i Kutarba w naszym ustawieniu mocno angażują się w poczynania ofensywne zespołu. Chcemy płynnie przechodzić z ustawienia defensywnego na grę z trzema obrońcami i Ci zawodnicy mają wspierać linię pomocy a wręcz czasem przybierać rolę tego fałszywego zawodnika drugiej linii. To powinno nam zabezpieczać grę defensywną ale i nakręcać ataki.
Pierwsze dwa przegrane mecze zimnym prysznicem na Pana głowę? Patrząc wstecz na poczynania trenera Kościelniaka, awans z KS Wisła do IV ligi, z Rekordem do III, świetny wynik w Jasienicy, następnie awans sportowy i funkcja asystenta trenera w GKS-ie Katowice. Chciałoby się kontynuacji, jednak póki co, idzie pod górkę.
Zdaję sobie sprawę, że w Katowicach byłem asystentem a tutaj cała odpowiedzialność ciąży na mnie i na moich decyzjach. Wiadomo, że na początku nie było łatwo, bo przychodząc tutaj, od razu dowiedziałem się, że kilku zawodników opuszcza Polonię Bytom. Miałem wątpliwości, lub inaczej, obawy o to, czy uda nam się ich odpowiednio w tym zimowym okresie zastąpić. Nie narzekam jednak a zawodnicy, którzy przyszli, całkowicie spełniają moje oczekiwania, natomiast te dwa wyniki burzą obraz naszej pracy. Pielęgnując z poprawkami grę w ofensywie, skupiamy się, żeby tych bramek tracić mniej i ja z postawy defensywy w tych dwóch meczach jestem zadowolony. Słodowy, Janosik czy Wojtek Jurek wprowadzili dużo spokoju w poczynania defensywne. Olszewski, który zadebiutował z Tychami, pokazał się z bardzo dobrej strony. Niewiele brakowało a wybroniłby rzut karny Grzeszczyka. Warto wspomnieć o Ciechańskim, który był brany pod uwagę jako wychodzący zawodnik w pierwszym składzie, prezentując się w sparingach naprawdę solidnie. Niestety kontuzja pokrzyżowała nam te plany ale nie doszukiwałbym się tutaj usprawiedliwień. Nasi młodzieżowcy potrzebuję trochę czasu, żeby odpowiednio wkomponować się w zespół na tym poziomie. Oprócz dwóch pierwszych sparingów, gdzie testowaliśmy sporą grupę nazwisk, często nie znających się ze sobą, każdy kolejny mecz prezentował się bardzo pozytywnie i chciałbym, żeby te dwa pierwsze ligowe mecze były odzwierciedleniem sytuacji z okresu przygotowawczego, gdzie z każdym kolejnym sparingiem, dyspozycja drużyny była znacznie lepsza.
Pielęgnacja gry ofensywnej to jedno, należy jednak pamiętać, że bytomianie zarówno jesienią, jak i teraz wiosną, mimo wszystko, razili i rażą nieskutecznością w ataku.
Zdajemy sobie z tego sprawę, jednak dobrze, że te sytuacje są stwarzane. Gorzej, gdyby ich nie było wcale. Pracujemy na treningach nad elementami gry ofensywnej, staramy się wyciągać wnioski i poprawiać te rzeczy, które w tych dwóch pierwszych meczach zawiodły, zwłaszcza w Zambrowie, gdzie znowu wracam do naszych niewykorzystanych okazji. Jeśli coś takiego wpada do siatki to zespół czuje się pewniej i duch zespołu jest podbudowany. Nie ma mowy o blokadzie ale wierzę, że dojdzie w pewnym sensie do przełamania, bo gdy wszystko jest na ,,ostrzu noża”, to zawodnicy nie mają takiego komfortu i nerwowość wiele komplikuje.
Do bramki wskoczył Adrian Olszewski – zmiana konsekwencją meczu w Zambrowie czy zwyczajnie dyspozycja na treningach doprowadziła do roszady?
Kluczowe zdanie w tej kwestii ma trener bramkarzy, jednak Olszewski jest na tyle doświadczony, że nie powinna się u niego pojawić niepotrzebna nerwowość. Potwierdził to w meczu z Tychami, również w sparingach. Tak się ułożyło przy dobieraniu składu, że nie chcieliśmy mieć młodzieżowca na bramce, stąd wolna ręka w poszukiwaniu klubu dla Dawida Gargasza a Andrzej Wiśniewski był kontuzjowany. W tym momencie mamy dwóch świetnych bramkarzy walczących o wyjściowy skład, po kontuzji wrócił Wiśniewski, który wszedł na pełne obroty i jest to duży komfort pracy dla trenera Suchańskiego, który wybiera na dany moment zawodnika w najoptymalniejszej formie.
Trener Kościelniak to rygor i twarda ręka czy raczej przyjacielskie podejście do zawodników?
Fajnie by było, gdyby udało się powiązać te dwie rzeczy. Jestem zwolennikiem dobrej organizacji pracy i od tego powinniśmy rozpoczynać. Za tym idzie dyscyplina, nie tylko w szatni ale i na boisku i poza nim. Pewne granice muszą być wyznaczone ale z racji tego, że sam grałem kiedyś w piłkę, ja chłopaków doskonale rozumiem, dobrze wiem, kiedy można się uśmiechnąć i pożartować a kiedy trzeba krzyknąć i postawić do pionu. Chciałbym, żeby zespół widział we mnie trenera, który stoi za nimi murem, obojętnie w jakiej sytuacji, zawsze będę zawodnika bronił.
Trener, do którego Panu najbliżej, patrząc wstecz w karierę zawodnika?
Takim trenerem, który potrafił połączyć obydwa te podejścia, odrobinę swobody z dyscypliną był Stefan Majewski. Obecnie więcej trenerów ma tą organizację pracy dobrze poukładaną i to tak nie dziwi, kiedyś działania Stefana Majewskiego to było tąpnięcie ale z dobrym skutkiem. Za tym poszły wyniki, zadowolenie zawodników, działaczy i kibiców.
Ile potrzeba czasu, by na drużynie można było zobaczyć efekty pracy danego szkoleniowca?
Nie jest to łatwe do sprecyzowania. To zależy od potencjału ludzkiego, jaki się posiada. Czy zespół jest stabilny, czy nie. W Polonii Bytom, w mojej sytuacji, zespół został dosyć solidnie przemeblowany, przy okazji zmieniając ustawienie i personalia. Jeśli zespół dany okres czasu gra ze sobą, no to łatwiej jest tą ,,maszyną” wprowadzać korekty. Polonia zagrała ze sobą dopiero dwa mistrzowskie mecze ze sparingami w tle ale starcia ligowe to odmienna kwestia. Tutaj wpływ mają bodźce psychologiczne, jest ciśnienie, z którym każdy musi sobie poradzić. Chciałbym, żeby kibice Polonii jak najszybciej zobaczyli rękę trenera Kościelniaka na zespole. Póki co trochę niewygodnie mi o tym mówić, bo z pokorą podchodzimy do wyników jakie są, natomiast wierzę głęboko, że niebawem się to zmieni.
Często bywa tak, że trener nawet nie bardzo ma szansę i czas, by na zespole swoje piętno odcisnąć. Presja wyniku wytwarza nerwowość i częste roszady.
Cóż mogę powiedzieć. My nadal będziemy ciężko i cierpliwie pracować z pełnym zaangażowaniem. Jesteśmy młodymi, ambitnymi trenerami i dotyka nas sytuacja, że w pierwszych dwóch meczach oczekiwania były wysokie a wyniki są jakie są. Polonia mogła być w innej sytuacji, zwłaszcza po meczu w Zambrowie, skończyłoby się 1:3 i nie byłoby o czym rozmawiać. Obydwa mecze były mocno wyrównane, co pokazuje, że mamy potencjał i że zaczniemy jak najszybciej punktować.
Marcin Lachowski kapitanem – Pana decyzja, czy pozostawił to Pan zawodnikom?
Jestem zwolennikiem wybierania kapitana poprzez szatnię. Chłopaki wybrali Marcina, który jest jednym z najstarszych zawodników, najbardziej doświadczonym, fajnie wprowadza młodzież do tego zespołu. Wybór wcale mnie nie zdziwił i w pełni to akceptuję.
Jest Pan pomysłodawcą i założycielem akademii ,,Lukam 2010” w Skoczowie dla najmłodszych adeptów piłki nożnej, o której zrobiło się głośno 3-4 lata temu, ze względu na wysoką jakość szkolenia, podejście do młodzieży i zawodników, zjeżdżających do Skoczowa z całego regionu. Nadal ma Pan kontrolę nad akademią?
Akademia ma się świetnie a zajęcia z młodymi zawodnikami w wieku od 5-10 lat to prawdziwa lekcja życia i niezwykle duże wyzwanie, bo poprowadzić taki trening to jedna rzecz ale przede wszystkim zapanować nad grupą młodych chłopaków, to duża sztuka. Wracając do pytania, mamy swoje struktury poukładane, od 5 do 10 roku życia szkolenie w szkółce piłkarskiej, później jest kontynuacja w klubie piłkarskim, jestem założycielem tego klubu i pierwszym prezesem a dziś jest nim mój przyjaciel, Andrzej Ogórek. Zależało nam na wprowadzeniu nowych metod szkolenia w tej miejscowości, najpierw skoncentrowaliśmy się na tym, by dzieciaki miały podobne warunki jak ich rówieśnicy w większych miastach. Udało nam się wprowadzić fajne warunki pracy, już na głównym boisku trawiastym a nie na bokach czy zakolach. Ponadto mamy profesjonalną kadrę trenerską, którą cały czas szkolimy i stawiamy przede wszystkim na wyszkolenie techniczne już od najmłodszych lat i to nas najbardziej wyróżnia, że Ci młodzi chłopcy potrafią nad piłką odpowiednio zapanować. Mamy kilku zawodników, których pozyskują śląskie kluby, czy to Górnik Zabrze czy Zagłębie Sosnowiec. Doglądam często co dzieje się w akademii, jednak teraz jestem w 100% zaangażowany w pracę w Polonii Bytom, którą uważam za ogromną szansę. Razem z Tomkiem (Tomasz Wuwer – asystent trenera Kościelniaka przyp. red.) będziemy dążyć do tego, żeby drużyna grała jak najlepiej i wykaraskała się z dolnych rejonów tabeli II ligi.
Pozostaje życzyć i wierzyć w zwycięstwo już w piątek z ROW-em Rybnik .
Jak najbardziej, to zwycięstwa budują atmosferę i ducha zespołu. W Bytomiu jest bardzo pozytywny team, grupa ludzi, z którą chce się pracować a te dwa pierwsze wyniki, gdzieś zacierają nam obraz naszych wysiłków. Wiemy, że żaden mecz nie będzie dla nas łatwy i każdy zagramy jak o życie a chociażby kartki nie ułatwiają nam zadania. Szkoda sytuacji z Michałem Zielińskim, do tego niepotrzebną kartkę w końcówce złapał Arek Kowalczyk, który też przymierzany jest jako alternatywny zawodnik, gdy trzeba wejść do przodu. Są jednak inni i oni już dziś zdają sobie sprawę, że czeka na nich szansa, którą powinni wykorzystać. Po to buduje się wyrównaną kadrę, by w takich sytuacjach, zmieniając personalia, zespół nie tracił na jakości.
Rozmawiał Rafał Rymarz.